Nie mów nikomu

Harlan Coben. Tak, z tym autorem jakoś się mijałem. Fakt powieści kryminalne nie koniecznie mnie pociągały i przyznaję, że nie jestem ich ogromnym fanem. Chętniej sięgam po horrory, fantasy, science fiction, thrillery a kryminał czy sensacja jakoś mniej. Nie oznacza to jednak, że jestem przeciwnikiem tego gatunku, który jak gdzieś przeczytałem dominuje w twórczości Cobena. Zresztą, czytując Kinga czy Mastertona można się zetknąć z tym gatunkiem.
Tak czy inaczej, jeżeli coś jest fajnie napisane, to bez względu na gatunek dobrze się czyta. A tak jest w tym przypadku.

Do zakupu tej książki namówiła mnie „Biedronka”, napis „thriller”, chęć przeczytania co najmniej  jednej pozycji Harlana Cobena i przekonania się czy te wszystkie pozytywne opinie o tym autorze znajdą odzwierciedlenie w moich wrażeniach.

„Nie mów nikomu” wciąga od pierwszych stron. Zwroty akcji są tak błyskawiczne, że bałem się mrugnąć. Coben fajnie wkręca czytelnika powoli i sukcesywnie odkrywając karty. Czasami wpuszcza w maliny, czasami podaje istotne fakty, ale tak, że czytelnik ma chęć je odrzucić, ze względu na pozorną przewidywalność. Gdzieś przeczytałem opinie, że ta książka jest „turbo” wśród książek. Faktycznie tak jest, poza wciągającą akcją, zgrabnie zbudowaną fabułą i kontrastującymi postaciami, jest jeszcze to coś, że czyta ją się w tempie ekspresowym. Mało tego w „Nie mów nikomu” jest jeszcze coś takiego, że wraz ze zbliżającym się zakończeniem budziła niechęć, do jej ukończenia. Jeszcze nie miałem okazji o tym napisać (a zapewne będę to często powtarzał), ale zarówno w teatrze, filmie jak i książce bardzo lubię to uczucie, które zniechęca do ukończenia, zamknięcia, uczucie, które powoduje, że można czytać czy oglądać bez końca. Innymi słowy pozostawia niedosyt. Nie zamierzam tutaj streszczać powieści, bo nie mam takiej potrzeby. Szkic fabuły znajdziecie bez problemu, ale! Jeżeli lubicie dynamiczną akcję w książkach, chcecie być zaskakiwani albo nie lubicie czytać zawiłych opisów, to przyznaję, że jest to tytuł obowiązkowy. Tego się nie spodziewałem po raz pierwszy sięgając po tego autora. Prawdą jest, że trafiłem na tytuł, który obdarzył  Cobena popularnością i wcale się nie dziwię, że tak się stało. Sporo czytam, ale takich książek nie ma dużo. Jeżeli na co dzień czytacie literaturę piękną, to z pewnością ta pozycja pozwoli na oddech i odklejenie się od metafor, odniesień i głębi artystycznych. Książka nie jest skomplikowana, ale jest ciekawa i dobra, o ile nie majstersztyk w gatunku.  

Podsumowując, twórczość Harlana Cobena na tyle mnie zainteresowała, że z chęcią sięgnę po kolejne pozycje… czy będę czytać regularnie? Czas pokaże. Teraz zamierzam obejrzeć film, bo gdzieś przeczytałem, że jest. Mam zamiar sięgnąć też, po te książki z dorobku Cobena, które poznałem od strony ekranizacji.

Mam kilka takich tytułów, które zarówno oglądałem i czytałem, więc może kiedyś spróbuję zebrać myśli i choć w kilku zdaniach napisać co sądzę o ekranizacjach książek – albo nie! Zanim to nastąpi opiszę kilka takich przypadków. Zobaczymy. W każdym razie, najpierw wolę przeczytać a dopiero później obejrzeć film. Wracając do Cobena, mam już jeden taki tytuł na celowniku, który widziałem, ale jeszcze nie czytałem. Zaciekawiła mnie też polska adaptacja tej fabuły, więc chyba następną pozycją będzie…?

7 czerwca 2022 r.
Marcin Woszczewski

Komentarze