KSU = Bieszczady?

 Pisząc ten tekst jestem około 24 godziny po powrocie z wypadu w Bieszczady. W ostatnim czasie postanowiłem sobie, że podczas każdego takiego wyjazdu w miejsca tzw. urlopowe, wypoczynkowe zamiast kupowania jakichś „bzdetów z napisem” będę kupował coś, co jest w kręgu moich zainteresowań lub zwyczajnie mi się przyda… czyli zamiast tandetnej ciupagi kupię płytę lub koszulkę zespołu działającego w okolicy, albo zamiast magnesu na lodówkę, kupię szklankę na piwo z okolicznego browaru. Wyjeżdżając w Bieszczady postanowiłem kupić sobie coś co związane jest z zespołem dzięki któremu wiem, że istnieją takie góry w Polsce. Może gdybym bardziej uważał na geografii wiedział bym wcześniej, ale zamiast atlasu geograficznego wolałem wydawnictwa kasetowe. O Bieszczadach i ich istnieniu dowiedziałem dzięki twórczości KSU.
To ten zespół zapoznał mnie pejzażami bieszczadzkich terenów. O Sokolikach, Połoninie, czy Ustrzykach słyszałem namiętnie przeżuwając w magnetofonie kasetę KSU „Moje Bieszczady” w czasach, kiedy położenie geograficzne miało dla mniejsze znaczenie niż muzyka (zresztą niewiele się zmieniło).
Podbijając te właśnie góry chciałem uhonorować pamiątką która da mi przyjemność, a jednocześnie będzie ściśle związana z tym terenem. Przed wyjazdem postanowiłem, że kupię sobie koszulkę lub którąś z płyt KSU a najlepiej tą o której wspomniałem wyżej. Od pierwszych postawionych kroków na bieszczadzkiej ziemi rozpocząłem poszukiwania… i tak… na stoiskach z pierdołami (pamiątkami) ulokowanych na szlakach turystycznych, sprzedawcy często nie wiedzieli o co pytam.  Koszulki mogłem kupić na co trzecim stoisku, ale na żadnym z nich nie było KSU. Mogłem sobie kupić koszulkę Iron Maiden, Metallica, Black Sabbath, AC/DC czy Pink Floyd. Mogłem kupić „Żołnierzy Wyklętych”, „Polskę Walczącą”, „Orła białego” no i oczywiście z napisem Bieszczady, a KSU niestety nie. Większości handlarzom powiększały się oczy gdy pytałem o legendarny zespół, który promował Bieszczady w czasach, kiedy oni nie wiedzieli co to VAT. Zaledwie w dwóch miejscach dostałem informację, że „w Bieszczadach jest problem z KSU”. Ucinając pogawędkę z jedną z Pań, sprzedawczyń dowiedziałem się, że koszulki KSU nie kupię nawet w Ustrzykach. Ta sama Pani powiedziała, że nie jestem jedynym poszukiwaczem tego typu pamiątek, ale jest to mało prawdopodobne, żeby ta sytuacja uległa zmianie. Z całości wypowiedzi mogłem jeszcze wywnioskować, że „problem z KSU”, to nie tylko brak ich płyt czy koszulek. Między wierszami dało się wyczytać, że zespół jest niewygodny, i traktowany po macoszemu a ich twórczość przyćmiona jest oceną zachowań prywatnego życia członków zespołu (też i tych byłych). Pokusiłbym się o sformułowanie „zespół wyklęty”. Przykro mi się zrobiło, że kapela, która nigdy nie wstydziła się miejsca pochodzenia, kapela, która malowała bieszczadzkie widoki w tekstach swoich utworów, po ponad trzydziestu latach promocji rodzinnego gniazda, nie doczekał minimalnej wdzięczności. Skoro nie tylko ja szukałem KSU w Bieszczadach, to oznacza, że są ludzie, którzy tak jak ja liczyli, że KSU i Bieszczady to taki promocyjny barter. Przypuszczam jeszcze, że problemem może być też legalność pochodzenia gadżetów sygnowanych marką zespołu. Wszystkie koszulki, które oglądałem kosztowały nie więcej niż 25 zł. Za taką ceną idą jedynie pirackie wyroby. Ryzyko, że Ozzy Osbourne czy Lars Ulrich przyjadą nad Solinę i dopatrzą się podrabianych koszulek jest mniejsze niż przypadkowa wizyta Siczki… No, ale, żeby nie było, że się tylko czepiam, to owych handlarzy pochwalić można za to, że okradają zachodnich artystów, a nie swoich…

Z samego wyjazdu jestem bardzo zadowolony i pod wrażeniem widoków, które wcześniej namalowane były w mojej wyobraźni przez KSU. Do pełni szczęścia brakowało naprawdę niewiele, bo w pełni byłbym zadowolony wówczas, gdybym z Bieszczad przywiózł pamiątkę dzięki, której tam trafiłem. Zakładam, że nie jestem jedynym tego typu turystą, więc drodzy „promotorzy” swoich terenów pomyślcie też o alternatywnych pamiątkach, bo nie wszystko co się dobrze sprzedaje jest wartościowe.
Na koniec dodam, że bardzo podobnie jest na innych terenach, ale o tym może innym razem…

Marcin Woszczewski
27 maja 2016 r.

*Płytę ze zdjęcia kupiłem nieco później w Empiku

Komentarze